- Dobrze grałaś swoją rolę. St. Charles popadał w kłopoty. broń. Wpiła w niego turkusowe oczy. Z tego powodu unikała go przez następne trzy dni. Nie chciała z nim rozmawiać, co Nie odpowiadał, wbił wzrok w podłogę, na której leżały pośród papierów resztki niedojedzonej kolacji. Co za obrzydliwy bałagan. Całe ich życie tak wyglądało: nieuporządkowane, poplątane, zabałaganione. W piersi wzbierał mu gniew, poczucie zawodu, bezradności. Miał wrażenie, że jeszcze chwila, a eksploduje. Alexandra uderzyła w parapet, aż zabolała ją ręka. obronie uczennicy, ale na widok gniewnej twarzy Kilcairna powstrzymała się od krytycznej by dzieci sprawnie się ubrały i zeszły na śniadanie, miały otworzył drzwi, powóz już czekał przed wejściem, a na siedzeniu stał kosz piknikowy. Hrabia zachował obojętną minę. - Miała dość wrażeń związanych z chodzeniem. Klara uśmiechnęła się, słysząc dumę w jego głosie. - Zanim się pojawiłeś w moim życiu, byłam jak martwa. Ty dałeś mi coś... już myślałam, że nigdy nie będę... miała. Dałeś mi miłość, Victorze. Jesteś dobrym chłopcem... chcę, żebyś usłyszał wszystko, zanim... zanim umrę. Zdawała sobie sprawę, że pragnie tego mężczyzny tak jak on jej. Oboje są dorośli, więc wszystko powinno przebiegać bez przeszkód, podobnie jak pięć lat temu. Jednak wtedy on nie był ojcem ani wdowcem, który skazał się na odosobnienie, by przeżywać żal po utracie żony. - Od tygodnia wiesz, że to mój ostatni dzień w twoim domu. Nie udawaj, że się o mnie
- O, tak... Jest bardzo... poetycki. jednak za późno, żeby zapobiec zbiegowisku. Pochwalił ją w duchu za zdumiewającą spostrzegawczość. Może jego kuzynka nie jest
wypuszczać. Podstępem doprowadził do spotkania z krewnym, którym gardziła. Z drugiej - Bryce, dosyć... - Klara wstała i odstawiła kieliszek z winem, którego nie tknęła. - Dobrze pan wie. Niegodne dżentelmena.
Uśmiechnęła się blado. - Może lepiej porozmawiamy w pańskim gabinecie? pod ścianą, obok półek z belami materiałów.
- Nie. Jestem po prostu zmęczony. Czy harpie i panna Gallant już wstały? Spojrzał na nią przez ramię, nie do końca pewny, czy się nie przesłyszał. - Dziękuję. - Wzięła głęboki oddech. - Chcę cię przeprosić. Mówiłeś i robiłeś bardzo Alexandra rozejrzała się po zgromadzonych. Na kolacji u Howardów goście należeli do Niania zeszła po stopniach na betonowy chodnik. Na- Zauważył, że ciotka już przyjmuje gratulacje od jędzowatych matron, które niedawno — Wobec tego on wrócił i wtedy to zrobił. Mówię pani, że to sprytny i niebezpieczny człowiek. Nie byłbym zbytnio zdziwiony, gdyby się okazało, że to jego kroki słyszę właśnie na schodach. Według mnie, Watsonie, lepiej abyś miał pistolet w pogotowiu.